Znowu dałabym ciała i zawaliła termin, ale tym razem w porę się obudziłam. Czas pokazać moje zmagania z Ufo-kami w listopadzie. I chociaż w moich niedokończonych pracach nie postawiłam ani jednego krzyżyka to i tak mam czym się pochwalić.
Zacznijmy jednak od początku. Jakiś czas temu pokazywałam Wam skończony haft z sal-u zimowego.
Wyglądał on tak...
... i bardzo ale to bardzo chciałam żeby został świąteczną poduszką, ale... No właśnie tu się zaczęły schody, bo ja do szycia to mam dwie lewe ręce. Przeprowadziłam nawet wstępne rozmowy z Kasią Krzyżyk, która mieszka kilkadziesiąt km ode mnie, a która włada igiełką jak mistrzyni. Ba! byłam nawet przez moment w jej mieście, ale niestety nie udało nam się spotkać.
Postanowiłam, więc wziąć sprawy w swoje ręce.
Najpierw zrodziła się wizja. Później przez kilka dni kombinowałam jak to wykonać, aż pewnego wieczoru wzięłam kordonek i szydełko do ręki i metodą prób i błędów powstała pierwsza, debiutancka poszewka na poduszkę...
Nie jest idealna, ale i tak jestem z niej dumna. Zwłaszcza z łączeni, bo bałam się że mi się zrobią dziury w lnie...
Co prawda brakuje zapięcia na dole, bo gdzieś mi się zawieruszyły drewniane guziczki, ale jak tylko je odnajdę to zaraz dołoże.
Tył też pozostawia wiele do życzenia. Muszę popracować nad momentem przechodzenia z jednego rzędu do następnego...
... nigdy nie wiem gdzie zacząć pierwsze oczko w nowym rzędzie. Ale nic to. Najważniejsze, że wizja nie rozjechała się z rzeczywistością ;)
PS. Przepraszam za zdjęcia, ale ostatnio za oknem buro i szaro i nic lepszego nie mogłam wykrzesać z tego mojego aparatu.
***
Jarzębinowa - spróbuj szczęścia w totka ;)
Małgorzata Zoltek - piankę dostałam kiedyś jako wygraną w candy. Niestety w żadnym sklepie w Irlandii jej nie widzialam :(
Carpediem - pokaże, pokaże :)