Z nadzieją na posiadanie wspaniałych własnoręcznie wykonanych kolczyków zabrałam się do pracy i... sił i cierpliwości starczyło mi na jedną taką mizerotkę...
Co ja się nawkurzałam (delikatnie powiedziawszy) to moje. Z mojej krótkiej przygody z sutaszem mam dwa wnioski: po pierwsze - to nie dla mnie... a po drugie - chylę czoło wszystkim Wam, które opanowałyście ta sztukę - dla mnie jesteście cudotwórczyniami (jest takie słowo?)...
Po mimo totalnej klęski marzenie o swojej biżuterii nie umarło... Szukałam w sieci jakiś pomysłów i trafiłam na ten kursik. Teraz musiałam tylko pozbierać materiały.
Kordonek i szydełko miałam już w swoich zasobach
a wczoraj nadarzyła się okazja do kupienia bazy na kolczyki... Podczas buszowania po sh znalazłam coś takiego...
Niby nic, tandetne metalowe kolczyki, których tutaj jest na pęczki i w dodatku w złotym kolorze... a fujjj...
Oto co powstałe z tej metalowej błyskotki w czasie niecałych dwóch godzin...
Kursik jest co prawda robiony na bazę okrągłą ale jak widać na owal też się nadaje. Dodałam tylko po jednym oczku łańcuszka po każdych trzech podwójnych oczkach na samym obrzeżu i jakoś wyszło :) Jako że nie mogę nosić "badziewia" w uszach :( zamieniłam bigle na srebne. Rama kolczyka jest w miarę zakryta kordonkiem, więc różnica jest prawie niewidoczna.
Powiem nieskromnie, że jestem z nich dumna. Jak na pierwszy raz wyszły mi na tyle dobrze, żeby bez wstydu nosić je w uszach :) Zostały mi jeszcze te mniejsze owale i z nich też mam zamiar zrobić jakieś szydełkowe wisielce uszne.
A Wam jak się podobają te moje próbu spełniania marzeń robótkowych???
Tara :)
edit: Kolczykami chwalę się u Titanii
***
Wszystkim tym, którzy w mojej musze (owadzie) dojrzeli człowieka ;) - wielkie DZIĘKI :*